Pierwszy raz zobaczyłem tą roślinę w roku 2012, kiedy to po raz pierwszy przyjechałem do szkółki bonsai w Sulęcinie. Prowadził ją wtedy ojciec Jacka – Alfred Rostkowski.
Pewnego dnia modrzewia i dwa jałowce (o nich innym razem) przywiózł do konsultacji Mariusz – ówczesny pracownik szkółki. Mariusz miał jakiś niesamowity dar wynajdywania dobrych materiałów, bo wszystko co nam wtedy pokazał, miało niesamowity potencjał. Od początku spodobał mi się pień tego modrzewia. Nie dość, że ma piękny ruch to jeszcze ładnie się zwęża.
Kolejny raz zobaczyłem to drzewo wiosną 2014. Mariusz poprosił mnie wtedy, czy nie chciałbym wieczorem zerknąć na modrzewia, coś wyciąć, przyciąć. Zaproponowałem mu, że z chęcią wybiorę gałęzie, z których będzie zbudowana cała roślina i rozpocznę pracę nad martwym drewnem. Inspirując się pracami Roberta Błądka, chciałem aby z frontu rośliny powstawało imponujące shari przez narastanie tkanki przyrannej, która kolejnego roku znowu będzie odsłonięta i ponownie zacznie narastać. Stworzą się zatem naturalne, nieregularne nabiegi, których nie da się wykonać ani dłutem ani frezem.
Niestety nie mam zdjęcia z tego okresu.
Pierwsze zdjęcie pochodzi z jesieni 2014 roku, kiedy dość mocno przyciąłem drzewo. Wyciąłem wszystkie przerośnięte gałęzie, aby zacząć budować gałęzie o odpowiedniej strukturze i grubości. Następnie nałożyłem kilka drutów aby główne gałęzie znalazły się na swoim miejscu.